| Przypisy |
- Agata Kulik z.d. Grunt - najmłodsza z córek Weroniki i Bernarda, bliźniaczka Klary, urodzona 15 kwietnia 1915 r., dzieciństwo spędziła w Nowej Cerkwi w domu rodzinnym. Często wspominała wydarzenie, gdy szła drogą do swojego domu i doznała refleksji, że urodziła się 15 kwietnia, 15 roku i ma 15 lat. Czasy wojny spędziła w domu, wyratowana od wywózki na roboty przez swoją matkę znającą bardzo dobrze niemiecki i umiejącą dogadać się z niemieckim lekarzem, od którego babcia miała dostać zwolnienie z robót. W 1947 r. poślubiła Edwarda Kulika - obrońcę Helu, którego poznała przed wojną. W lutym 1950 r. urodził im się syn Ryszard (zm. 1996 r.), a rok później 16 października 1951 r. córka Halina.
Agata była całe życie gospodynią domową, wychowywała dzieci, potem pomagała w wychowywaniu wnuczek od córki - Anny Marii, ur. 14 lipca 1975 r. i Sławomiry, ur. 23 lutego 1979 r. Miała też wnuczęta od syna - Sylwię, ur. w styczniu 1976 r. i Andrzeja, ur. 1980 r. Babcia Agata była dobrą osobą, troskliwie opiekowała się wnuczkami i pomagała często córce, miała poczucie humoru. Często wspominała czasy przed wojną, kiedy pomagała swojej mamie, wspominała, jakim człowiekiem był jej ojciec, że był szanowany, dbał o rodzinę itd. Pamiętam wiele dni i godzin, które spędziłam z babcią - zabierała mnie latem na plażę na Stogi, czasem przed plażą zbierałyśmy takie żółte owoce z krzaczków na sok leczniczy (wtedy zwykle jeździł z nami dziaddek). Pamiętam też wyjazdy do Lubichowa na grób Weroniki Grunt, mojej prababki. Zajmowało nam to cały dzień - najpierw PKS-em do Starogardu Gdańskiego, a potem do Lubichowa PKS-em. Z powrotem tak samo. Po cmentarzu szliśmy zawsze odwiedzić ciotkę Cecylię - córkę babci brata Alojzego. Jej mąż Kazimierz Szeffer prowadził duży sklep spożywczy w Lubichowie - do dziś chyba istniejący i obecnie należący do ich syna - Krzysztofa. Babcia zawsze miała na szafie w sypialni cukierki dla nas - wnu wnuczek. Najczęściej były to „kasztanki” i „malagi”. Będąc u babci (Podwale Staromiejskie 72/9) chodziłam też na lody „Miś” przy ulicy Czopowej. Pamiętam, że babci musiałam przynieść 1 gałkę cytrynową - taki smak lubiła najbardziej. Lubiłam spaać z babcią w sypialni, zawsze gdy u niej byłam. Do dziś mam w głowie wygląd i zapach tego pokoju oraz odgłosy mieszkania przy Podwalu. Pamiętam moją ulubioną sukienkę, która odziedziczyłam, a w której babcia zawsze przyjeżdżała na moje urodziny. Była to sukienka bez rękawów w kolorze miodowym, od góry drobno plisowana, na to żakiet w rudym kolorze, bursztynowe korale, bransoletka i pierścionek. Wszystko to odziedziczyłam i czasami oglądam. Babcia była wielbicielką biżuterii bursztynowej, której miała sporo, także złota. Z jedzenia smakował jej twaróg własnej roboty, miód przywieziony od brata Alojzego. Lubiła wszystko co słodkie. Chociaż twierdziła, że na starość gust jej się zmienił i woli jeść ostrzej. Zmarła w wieku 87 lat, miała zaawansowaną miażdżycę i jakieś starcze schorzenia, ale do końca właściwie nieźle funkcjonowała. Grób babci znajduje się na cmentarzu Srebrzysko w Gdańsku.
napisała Anna Maria Szmidt-Kozłowska (z domu Kipiel)
|